Ads 468x60px

poniedziałek, 18 lipca 2011

Skok o rok


Któż z nas, nie widział w swoim życiu, lub przynajmniej nie słyszał o jednej z najbardziej popularnych produkcji amerykańskiej kinematografii połowy lat 80, pt. "Powrót do przeszłości"?
Słynny Delorean, po wcześniejszym rozpędzeniu się do 88 mil na godzinę i wygenerowaniu 1,21 gigawata energii elektrycznej, swobodnie podróżował w czasie, transportując swojego kierowce wraz z pasażerem.


Coś co do tej pory mogło wydarzyć się tylko na ekranie telewizora, coś co zaprzątało głowy rzeszy naukowców z całego Świata, coś nad czym ołówki łamali najwięksi fizycy, zdarzyło się... w Polsce.
Tak, moi Kochani...
Jesteśmy świadkami epokowego odkrycia... A raczej będziemy, należy bowiem przypuszczać że już niebawem poinformują o tym największe agencje prasowe.
I news ten nie będzie rozpoczynał się od irytujących słów: "Amerykańscy naukowcy odkryli...". Nie, nie tym razem.
Pamiętajcie wtedy, że to ja, na forum swojego blogu jako pierwszy zaprezentowałem Wam tą ekscytującą wiadomość.
Święćmy ten nadzwyczajny triumf polskiej myśli technicznej.
Przystępując do konkretów, ogłaszam:

Uwaga...

WŁADZE POLSKIEGO ZWIĄZKU PIŁKI NOŻNEJ ODBYŁY PODRÓŻ W CZASIE DO DNIA 1 KWIETNIA 2012 ROKU!!!

Póki co, nie poinformowali nas za pomocą czego udało im się tego dokonać, ale chyba nie mamy złudzeń że szybko dotrą do nas szczegóły tego przedsięwzięcia.
Bowiem tylko podróżą w czasie, do dnia przyszłego Prima Aprilis można tłumaczyć przedwczorajszą "informację" która chyba jest żartem, zaprezentowaną na oficjalnej witrynie związku, który to ogłosił cennik biletów na zbliżający sie mecz naszej narodowej kadry z Gruzją.
Tych którzy jeszcze nie widzieli pomysłu Panów z ulicy Miodowej, informuję że ceny to 50, 90 i 130 złotych za wejściówkę.
To musi być Prima Aprilisowy kiepski dowcip.
Dla porównania:
bilety na spotkanie naszych "Orłów" z Wybrzeżem Kości Słoniowej, siedemnastego dnia listopada ubiegłego roku, na obiekcie w Poznaniu można było nabyć za kwoty: 20, 30, 40, 60 złotych.
Tegoroczne sparingi z Argentyna oraz Francją, kosztowały kibiców dokładnie tyle samo, ile Związek planuje zgarnąć za bój z Gruzją.

Wnioski? Ktoś tu ma cholerny problem z wyważeniem cen.
Jak to jest możliwe że chcąc obejrzeć mecz, z obecnie 14 drużyną rankingu Fifa (Wybrzeże Kości Słoniowej), kibic płaci połowę mniej niż za pojedynek z Gruzją która okupuje 56 pozycję i umówmy się, jest o wiele bardziej egzotycznym przeciwnikiem niż Afrykanie?
Ja wiem że obiekt Lecha Poznań, na którym ograliśmy WKS jest o wiele większy, co jest równe teoretycznie większej frekwencji, ale przecież zapełnienie Dialog Areny w trakcie naszej najbliższej potyczki, może okazać się trudniejszą sztuką niż ewentualne zwycięstwo Ruchu Poparcia Janusza Palikota w zbliżających się wyborach.
Panowie Związkowcy najprawdopodobniej są zdania że ranking ogłaszany przez Fifę, to tylko nic nie znaczący stek liczb i liter albo, co jest zdecydowanie bardziej realne, doszli do wniosku, że przybycie nowych kibiców jest z góry skazane na niepowodzenie więc "wyczyścimy portfele tym jeżdżącym za kadrą, nawet jeśli ta przegrywa z rezerwami mongolskich mleczarzy i poganiaczy bydła".
Ja od dłuższego czasu jestem zdania że reprezentacja powinna być traktowana na podobnych zasadach co kluby.
Przecież wybierając się na mecz w IV lidze, nie musimy się martwić, że kasjerka zaśpiewa nam 60 złotych za wjazd.
A jeśli już reprezentacja ma być dla nas "towarem luksusowym" to niech te ceny, na Boga, mają jakąś określoną hierarchie w kontekście przeciwników.

Nie rozumiem dlaczego tak nie jest, i mówiąc szczerze nie chce rozumieć.
Powiem więcej, gdybym rozumiał prawdopodobnie zacząłbym się martwić czy aby napewno ze mną wszystko ok.
A tak, zaglądam na stronę angielskiej federacji w celu odszukania informacji o cenach wejściówek na znakomicie zapowiadające się starcie Anglii z Wicemistrzami Świata, Holendrami i widzę ceny od 35 funtów (ok. 157 złotych) do 65 funtów (ok. 292 złotych).
I co? I zupełnie mnie to nie dziwi, że Anglicy przy prawie 4-krotnie wyższej płacy minimalnej(!!), zobaczą swoich kadrowiczów na Wembley(!!), w cenach niewiele odbiegających od pierwotnych cen wejściówek na mecze Polski z Argentyną i Francją, które pozwolę sobie przypomnieć, wynosiły 80, 160 i 240 złotych.
Nie dziwi, bo nie muszę wszystkiego rozumieć...

piątek, 15 lipca 2011

Skąd to Skonto?


Niecały tydzień po karygodnym występie Jagiellonii Białystok w rundzie kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej, swoją przygodę z eliminacjami rozpoczął Mistrz Polski Wisła Kraków.
Starcie Krakowian z najlepszą drużyną ubiegłego sezonu na Łotwie można podsumować słowami - marność nad marnościami i wszystko marność.
Poza brakiem na murawie powracającego do Polskiej drużyny po krótkim i nieudanym flircie z belgijskim Club Brugge - Juniora Diaza, na boisku nie odnotowano również występowania formy w drużynie Wisły.
Cóż z tego że całą pierwszą połowę piłkarze z Grodu Kraka urządzali sobie klepanine a la Barcelona skoro kompletnie nic z tego nie wynikało.
Hobbyści (na Łotwie gra w piłkę nożną traktowana jest właśnie jako hobby, zarobki są nieporównywalnie mniejsze niż w Polsce) z Rygi postanowili zaparkować autobus we własnym polu karnym i liczyć na to że nic między kołami nie wpadnie.
I rzeczywiście piłka nie zatrzepotałaby w siatce gospodarzy, gdyby nie fatalna interwencja obrońcy miejscowych w 40 minucie, który trącając czubkiem buta futbolówkę, po wrzutce z prawego skrzydła Jaliensa, wprawił w osłupienie 4000 kibiców przybyłych na mało malowniczy stadion, a co najgorsze własnego bramkarza, któremu pozostało tylko wyjąć piłkę z własnej bramki.

Druga połowa wyglądała bardzo podobnie. Jedynymi którzy próbowali "szarpać" od czasu do czasu byli Melikson i Małecki.
Patryk Małecki... Ten jegomość nie przestaje mnie zaskakiwać.
Wydaje mi się że Patryk obecnie przechodzi jakąś bliżej nieokreśloną ewolucję, z piłkarza w zawodnika... rugby.
Cuda w tym Krakowie ludzie, cuda!
Dobrze by było gdyby obok tej przemiany wizualno - mięśniowej szła również poprawa szybkości, wszak w rugby a póki co w piłce nożnej, wypada również żwawo się poruszać a nie tylko groźnie wyglądać.

W końcówce meczu Wiślacy ewidentnie powierzyli swój los szczęściu.
Nie jestem w stanie inaczej wytłumaczyć faktu że nagle, to Skonto zaczęło stwarzać sytuacje bramkowe mimo gry w osłabieniu, po czerwonej kartce dla Laizansa.
Na szczęście mecz trwa tylko 90 minut i Łotyszom nie dane było radować się ze zdobyczy bramkowych.

Podsumowując, jak to niejednokrotnie ładnie się mówi: "Wynik lepszy niż gra".
Gry nie było, dużo podań które nabijały tylko statystyki, nie przekładały sie na żadne sytuacje bramkowe.
Z taką grą Wisła pewnie przedrze się do kolejnej rundy, jednak zaczynają dopadać mnie koszmarne obawy czy nie przyjdzie nam poczekać kolejnego roku na fazę grupową Ligi Mistrzów.
Mam nadzieję że tak nie będzie, chcę mieć taką nadzieję

wtorek, 12 lipca 2011

K.O.


"Kanonada w Pawłodarze!Zawodnikom Jagiellonii Białystok nie przeszkodziła ani kilkugodzinna podróż samolotem, ani warunki atmosferyczne, ani nawet sztuczna murawa w rozgromieniu miejscowego Irtyszu.
Po spotkaniu na własnym terenie, w zawodnikach oraz kibicach Jagi pozostał spory niedosyt który jednak już tydzień później został odkupiony wysokim zwycięstwem.
Przerastamy czwartą drużynę kazachskiej ligi o piłkarskie lata świetlne i to było widoczne w każdej minucie pojedynku.
Umiejętności technicznych, szybkości czy zgrania, nie można nabyć w ciągu kilku dni a to wlasnie te czynniki Polscy zawodnicy posiadają na dużo wyższym poziomie dzięki ciężkiej wieloletniej pracy, już w juniorskich drużynach"


Tak mógłby brzmieć wstęp do artykułu w jednym z poczytnych dzienników sportowych. Mógłby... gdyby miał cokolwiek wspólnego z prawdą.
Jedynym nie mijającym się z prawdą faktem jest to, że umiejętności piłkarskich nie nabywa się z dnia na dzień. Nasi zawodnicy z piłkarstwem mają jednak tyle wspólnego co nieprzymierzając, Dawid Plizga ze skutecznością.
Nie wiem czy to jeszcze można nazwać kompromitacją i wcale nie dlatego że porażka ta, nie jest zaskoczeniem ale po prostu są mecze po których nie chce się gadać i to z cała pewnością było takie spotkanie.
O dziwo kopacze Jagi zabrali głos, głównie aby przekazać społeczeństwu że... "ciężko cokolwiek powiedzieć".
No bez jaj... Ciężko powiedzieć, ciężkie warunki, ciężko wygrać.
Zastanawiające jest jednak to z jaką łatwością przychodzi im pobieranie horrendalnie wysokich gaż, za między innymi, jak to sami nazywają w wywiadach, "kompromitacje".
Czego by się tu w zasadzie spodziewać, w końcu żaden pieniądz nie śmierdzi.
Z drugiej strony jednak, czy naprawdę można jeszcze występy naszych drużyn w rozgrywkach europejskich określać mianem kompromitacji? Czy w dalszym ciągu jest to dla nas tak ogromne zaskoczenie? Może najwyższa pora przyjąć z godnością fakt, że jesteśmy na dnie, ba, przesunęliśmy to dno o dobrych kilka metrów w głąb, w kontekście naszych przyzwyczajeń?
To w końcu po naszych głowach pęta się z roku na rok myśl że "przecież nie odpadniemy z jakimiś pół amatorami z Kazachstanu czy tam Estonii".
A dlaczego nie? Dlatego że nasi zarabiają w klubach 5 razy więcej? Nikomu już nie trzeba tłumaczyć że pieniądze nie grają.
A sportowo, jak przekonują nas porażki od kilku lat, nie jesteśmy silniejsi jak się nam wydaje.
Nie wiem ile jeszcze razy musimy przegrać tego typu boje, żebyśmy wreszcie wyzbyli się tego, niczym nie popartego, kompleksu wyższości.
Co prawda, bezpośrednio po czwartkowym meczu, od razu ułożyła mi się w głowie krótka rymowanka:

"Czym sobie zasłużyliśmy,
krzyk nasz słychać wniebogłosy,
żeby w gałę nas łoiły,
kazachstańskie Eskimosy"

Jednak bardzo szybko doszedłem do wniosku, że ta pewność dotycząca awansu Jagi, to tylko złudzenie i na fali tego powstał drugi wierszyk:

"Ni to sukces, ni nagroda,
wyciągajmy wnioski,
już niebawem nas rozniosą,
nawet eskimoski"

To absolutnie nie oznacza że nie możemy mieć pretensji do graczy. Nawet powinniśmy. Wkońcu ten upadek sportowy, nieumiejętność wyciągania odpowiednich wniosków to poniekąd również ich wina.
Nie zapominajmy jednak że Polska piłka leży i nic nie zwiastuje gwałtownej poprawy więc jak tu liczyć na sukcesy, choćby najdrobniejsze.
Najodpowiedniejszym podsumowaniem niech będą słowa Zbigniewa Bońka, który powiedział: "Oczywiście czasem, jak ostatnio Lech Poznań ktoś zrobi miłą niespodziankę i chwała mu za to. Ale co to zmieni. czym my się tu naprawdę mamy podniecać? Jesteśmy k... słabi i cześć"... Przykre ale prawdziwe